Czy zastanawialiście się kiedyś, jak mogła czuć się młoda kobieta, artystka w świecie za żelazną kurtyną? Kolorowa, wolna dusza zamknięta wśród szarości, bylejakości i biedy? Wśród pustych półek w sklepach, braku wykwintnych i smacznych produktów w sklepach? Braku pięknych, kolorowych ubrań? W końcu, w świecie, gdzie zdobycie dobrej jakości farb czy kartonów, na których tworzyła swoje dzieła, graniczyło z cudem?
Czytanie książki o Marii Jaremie, nieszablonowej artystce z oryginalnym podejściem do sztuki i wizją, która potrafiła pociągnąć za sobą innych, pokazuje jak realia życia w komunizmie, brak nadziei na pomyślny rozwój wypadków i brak widoków na powrót wolności artystycznej, powoduje powolne obumieranie jej duszy i odbiera chęć do życia. Co prawda, przez większość życia artystka chroniła się przed szarzyzną i pospolitością w świecie swojej sztuki, zamykała się w pokoju będącym jednocześnie jej pracownia, sypialnią, salonem i jadalnią, i nie wychodziła z niego całymi dniami, często zapominając nawet o jedzeniu. To był jej azyl, w którym chciała doczekać lepszych czasów.
W tym twórczym życiu towarzyszył jej nieprzerwanie mąż, Kornel Filipowicz. Zamknięty w swoim pokoju, na drugim końcu mieszkania, gdzie całymi dniami przesiadywał i pisał. Gdyby nie on, Maria często zapominałaby o porach posiłków. Przecież i tak nie było do jedzenia nic, co mogło dodać siły jej wyobraźni i pobudzić ją do tworzenia. Na pewno wolała nie zaglądać do lodówki, żeby nie pogłębiać swojego przygnębienia. Nie zaglądać do sklepów, żeby udawać, że żyje w innym świecie, gdzie być może wszystko jest na wyciągnięcie ręki i gdzie może rozpieszczać swoje podniebienie do granic przyzwoitości.
Kilka ostatnich lat, które przyniosły jej rozpoznawalność za granicą, uznanie w kraju i możliwość podróżowania do Paryża i Włoch, gdzie wystawiała swoje prace na weneckim Biennale 1958 roku, nie była w stanie wynagrodzić jej tych wszystkich lat straconych, które przeczekiwała mając nadzieję na lepszy czas dla sztuki abstrakcyjnej, której była wielką orędowniczką; nie mogły przywrócić nadziei jej udręczonej duszy. Zaczęła chorować, a myśl, że z każdego zagranicznego wyjazdu musi wracać do brzydkiej polskiej rzeczywistości, na pewno nie dodawała jej chęci do życia.
To pokolenie, które przeżyło trudy wojny, nie było gotowe na kilkadziesiąt kolejnych lat wewnętrznego cierpienia i prześladowań. Zwłaszcza dla wrażliwej wizjonerki z pasją, jaką z pewnością była Maria Jarema, tamto życie musiało być szczególnie uciążliwe.
Nie muszę chyba dodawać, że książka jest świetnie napisana z wyczuciem i delikatnością, na którą ta wspaniała artystyczna dusza na pewno zasłużyła.
*(zdjęcia - z prywatnego archiwum artystki i dzieł Marii Jaremy - pochodzą z książki)
Kancelaria Adwokacka
Adriana Szczęśniak - Majcher
ul. św. Wawrzyńca 39/5
31-052 Kraków
Zdjęcia: Piotr WERNER, Adriana Szczęśniak-Majcher, Barbara Bogacka
Copyright ©Adriana Szczęśniak-Majcher Kancelaria Adwokacka -Design by Adriana Szczęśniak-Majcher
Strona www stworzona w kreatorze WebWave.